Jezus powiedział, że Jego uczniów poznamy po ich owocach. Bo drzewo dobre nie może wydawać złych owoców, a ucznia Jezusa poznać po tym, że przynosi dobre owoce. Kościół dzisiejszy daleko odszedł od ducha pierwszych chrześcijan. Wiele w nim oziębłości, brudu, nieliczenia się z Bożymi przykazaniami. Pierwsi chrześcijanie byli inni, my im nawet do pięt nie dorastamy. A powinniśmy być tacy sami, a nawet i lepsi.
Ma Pan świętą rację, jeśli przez powołanie się na przykład pierwszych chrześcijan chce Pan pobudzić siebie, mnie i innych katolików do większej wierności Bogu. Nie ma Pan jednak racji ani za grosz, jeśli – naśladując niektórych sekciarzy ogarniętych antykatolicką fobią – Kościołowi współczesnemu zarzuca Pan odstępstwo od ideałów Kościoła czasów apostolskich.
Kościół w każdym kolejnym pokoleniu jest wspólnotą, w której coraz to nowi ludzie dostępują duchowego uzdrowienia i odbywają swoją drogę do życia wiecznego. Zarazem od samego początku we wspólnocie tej pszenica jest pomieszana z kąkolem – zarówno w tym sensie, że wyznawcy Chrystusa czynią również zło, jak i w tym sensie, że są wśród nich, niestety, ludzie wręcz źli. Tak było zawsze, tak było również w Kościele czasów apostolskich. To tylko sekty mają tyle czelności, żeby przedstawiać siebie jako wspólnoty, w których panuje idealna miłość Boga i bliźnich.
Wiadomości o grzechach i ułomnościach pierwszego pokolenia chrześcijan znajdziemy w Nowym Testamencie tak wiele, że łatwo ulec podobnemu wypaczeniu perspektywy, jakie obserwujemy u ludzi, którzy we współczesnym Kościele potrafią zauważyć same tylko grzechy i oziębłość. Weźmy na przykład tylko Pierwszy List do Koryntian. „Doniesiono mi o was, bracia moi – pisze Apostoł Paweł w pierwszym rozdziale – że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa”, itd. (1,11n) Zdaniem Apostoła, tego rodzaju spory świadczą o duchowej niedojrzałości: „Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?” (3,3)
Co gorsza: „Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza wśród pogan, mianowicie że ktoś żyje z żoną swego ojca. A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu” (5,1n).
Nie brak wśród pierwszych chrześcijan – a cały czas mówimy tylko o jednej gminie korynckiej – sporów majątkowych. Wiara spierających się była jeszcze zbyt słaba, żeby jej światło mogło pomóc do sprawiedliwego pogodzenia się. Dowiadujemy się zresztą o tym tylko dlatego, że Apostołowi wydawało się czymś nieprzyzwoitym to, że chrześcijanie spierają się przed sądami pogańskimi: „Gdy macie sprawy doczesne do rozstrzygnięcia, sędziami waszymi czynicie ludzi za nic uważanych w Kościele. Mówię to, aby was zawstydzić. Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygać spory między swymi braćmi? A tymczasem brat oskarża brata, i to przed niewierzącymi. Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sprawy sądowe” (6,4–7).
Cień ludzkiego grzechu padał nawet na największą świętość w Kościele, jaką jest tajemnica Eucharystii: „Nie pochwalam was i za to, że schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu. Przede wszystkim słyszę – i po części wierzę – że zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół. (…) Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy” (11,17–21).
Podobne zachowania podczas sprawowania Eucharystii piętnował również Apostoł Jakub (Jk 2,2–4). Natomiast z Listu do Hebrajczyków dowiadujemy się, że już w czasach apostolskich pojawiło się opuszczanie spotkań eucharystycznych przez bardziej oziębłych chrześcijan: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych” (10,25).
Głównym przedmiotem Trzeciego Listu Apostoła Jana jest upomnienie z powodu braku gościnności. Z kolei Apostoł Paweł musi przywoływać do porządku rozgorączkowane głowy, które tak niecierpliwie oczekiwały chwalebnego powrotu Chrystusa Pana, że bojkotowały normalne uczestnictwo w życiu społecznym: „Słyszymy, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi” (2 Tes 3,11). Nawet prowadzone przez Kościół dzieła miłosierdzia dostarczały powodów do wzajemnych niesnasek: „Kiedy liczba uczniów wzrastała, zaczęli Helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy” (Dz 6,1).
Może jednak przynajmniej ówcześni pasterze Kościoła, może bodaj Apostołowie byli ludźmi absolutnie nieskazitelnymi? No to posłuchajmy, jakiej nauki musi udzielać Apostoł Piotr podległemu sobie duchowieństwu: „Paście stado Boże, które jest przy was, strzegąc go nie pod przymusem, ale z własnej woli, jak Bóg chce; nie ze względu na niegodziwe zyski, ale z oddaniem; i nie jak ci, którzy ciemiężą gminy, ale jako żywe przykłady dla stada” (1 P 5,2n).
A oto opis wydarzenia, w którym uczestniczyło dwóch Apostołów i jeden Ewangelista: „Barnaba chciał również zabrać Jana, zwanego Markiem, ale Paweł prosił, aby nie zabierał z sobą tego, który odszedł od nich w Pamfilii i nie brał udziału w ich pracy. Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili” (Dz 15,37–39).
Przypomnijmy sobie jeszcze małoduszne postępowanie Apostoła Piotra (pierwszego papieża!), które tak oburzyło Pawła: „Gdy Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli jeszcze inni żydowskiego pochodzenia, tak że wciągnęli w to udawanie nawet Barnabę” (Ga 2,11–13).
Jednak dość tych przypomnień. Wszystkie powyższe przytoczenia stanowią nieomylny przekaz słowa Bożego. Obrazilibyśmy jednak ciężko Pana Boga, gdybyśmy chcieli się posługiwać Jego słowem w celu usprawiedliwienia grzechu w Kościele. Nie ma takiego grzechu, z którym w Kościele wolno by nam było się pogodzić. Z powyższych przekazów wynika coś zupełnie innego: że Kościół od samego początku i aż do dnia Sądu Ostatecznego składał się i będzie się składał z grzeszników. Grzesznikami jesteśmy wszyscy, zarówno pasterze, jak zwyczajni wierni, grzesznikami byli również święci, których Kościół kanonizował. Po to jednak jesteśmy w Kościele, żeby nie godzić się z tym, że jesteśmy grzesznikami. Już dzisiaj – choć wciąż jestem grzesznikiem – przy Bożej pomocy możliwe jest to, że królować we mnie będzie łaska, a nie grzech. Ponadto grzesznikiem mogę i powinienem być coraz mniej.
Przejdźmy teraz do następnego problemu, jaki składa się na podniesiony przez Pana temat. Widzieliśmy, że Nowy Testament jawnie i bez osłonek mówi o grzechach, którymi raniony był Kościół już w czasach apostolskich. Jednak w tym samym Nowym Testamencie znajdują się również takie przedstawienia pierwszej wspólnoty wierzących, jak gdyby składała się ona z ludzi idealnych: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. (…) Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze ze sprzedaży i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby” (Dz 4,32–35; por. 2,42–47).
Co sądzić o tym przekazie, skoro na przykład zaraz na następnej stronie mówi się o tej samej wspólnocie, iż jedni szemrali przeciw drugim, „że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy” (Dz 6,1)? Otóż poprzez idealny obraz pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej słowo Boże przekazuje nam, jak sądzę, co najmniej dwie prawdy. Po pierwsze: że dobro, jakie Bóg sprawia w swoim Kościele, jest czymś bez porównania głębszym i mocniejszym niż zło, jakim my potrafimy Kościół zaciemnić. Jest tak zapewne nawet wówczas, kiedy jakieś zło w Kościele bardzo rzuca się w oczy. Trudno na przykład przypuścić, żeby to różnorodne i tak ciężkie zło, jakie Apostoł Paweł wypominał Koryntianom, mogło zniweczyć sens istnienia ich religijnej wspólnoty albo przeważyć dobro, jakiego Bóg w nich dokonywał.
Druga prawda, którą widzę w idealnym obrazie pierwszych chrześcijan, jest bardziej dynamiczna: Każde zło, jakie dzieje się w Kościele, woła całym sobą, że go być nie powinno. Jako Kościół winniśmy dążyć do tego, ażeby działo się wśród nas wyłącznie dobro. To prawda, że jest to na razie nieosiągalny ideał. Ale jest to jeden z tych ideałów, który ma moc realnie kształtować nasze życie. Im bardziej się nim przejmiemy, tym więcej się do tego ideału przybliżymy.
Zwyczajnej jednak pokusie pychy ulegają ci sekciarze, którzy potępiają Kościół za to, że tak wielu w nim grzeszników i tak wiele grzechu, i którzy siebie samych uważają za takich, co to już teraz w pełni realizują ideał wspólnoty chrześcijańskiej. W pierwszych wiekach byli to rozmaici montaniści, nowacjanie, donatyści. Praktycznie w każdym późniejszym pokoleniu pojawiali się jacyś ich następcy. Ludzie ci zapominają o tym, że Chrystus Pan przyszedł do nas nie po to, żeby potępiać grzeszników, ale żeby pomóc grzesznikom w skutecznym potępieniu swoich grzechów. W rezultacie zachowują się tak, jakby nigdy nie słyszeli Chrystusowej przypowieści o faryzeuszu i celniku albo o pszenicy i kąkolu.
Owszem, wolno nam lękać się, czy przypadkiem Kościół, przygarniając grzeszników, nie jest zbyt pobłażliwy dla naszych grzechów. Wolno nam nawet formułować panikarskie opinie na temat duchowej sytuacji współczesnego Kościoła, byleby napełnione one były serdeczną miłością do Kościoła i troską o to, żebyśmy my, dzieci Kościoła, coraz więcej się do Boga przybliżali.
Takie panikarskie opinie formułowali już Apostołowie. Przypatrzmy się na przykład obrazowi pierwszych chrześcijan, jaki pozostawił Apostoł Jakub: „Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zawiść, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swoich żądz” (Jk 4,1–3).
Toż to gdyby te słowa potraktować jako obiektywną informację, można by sądzić, że pierwsi chrześcijanie, do których zwracał się Jakub, nie rozumieli nic z tego, co duchowe, a ich modlitwy miały niewiele wspólnego z prawdziwą wiarą. Jednak przecież słowa te przekazują nam coś zupełnie innego. Są one gorącym wezwaniem duszpasterza: „Ludzie kochani, pogłębiajcie się duchowo i nieustannie oczyszczajcie swoją pobożność!”
Otóż wydaje się, że tylko w tym duchu i w takim celu wolno przeciwstawiać Kościół współczesny idealnemu obrazowi Kościoła czasów apostolskich. Z tego przeciwstawiania nie będzie bowiem wynikało potępianie innych, ale wzajemne wzywanie się do nawrócenia i większej wierności.
– artykuł autorstwa o. Jacka Salija OP